Nie wiem sama jakim cudem przemogłam się by coś upiec w te upały. To chyba przez agrest leżący na stole, z którym nie wiedziałam co zrobić, a nie lubię, kiedy coś się marnuje. Ciasto jest dość pobudzające, bo słodkie biszkopt mocno kontrastuje z kwaśnymi porzeczkami. Agrest jest dość słodki, więc wrażenia smakowe z każdym kawałkiem mogą być zupełnie różne ;)
Bazowałam na przepisie dorotus76, ale trochę zmieniłam, bo jakoś "tego nie było", "tamtego zabrakło"
Składniki (na formę o średnicy 26 cm)
- 250 g miękkiej margaryny
- 150 g drobnego cukru
- 3 jajka
- 200 g mąki pszennej
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 3 czubate łyżki bułki tartej
- 300 g agrestu, 100 g porzeczki (dowolnie, ile się zmieści na powierzchni ciasta)
Miękką margarynę utrzeć z cukrem. Dodawać jajka, jedno po drugim (masa się nie zważy), cały czas miksując. Mąkę wymieszać z proszkiem do pieczenia. Stopniowo wsypywać do masy, wciąż miksować.
Formę wyłożyłam rękawem do pieczenia (bardzo dobrze się sprawdza jako alternatywa dla papieru do pieczenia). Nałożyć ciasto. Na powierzchnię równomiernie wysypać bułkę tartą. Wyłożyć owoce. Można je docisnąć żeby zanurzyły się do połowy, ja sobie darowałam, bo lubię jak się "nie topią" w cieście.
Piec w temperaturze 160ºC przez około 60 minut lub do suchego patyczka.
Ps. od jutra nie będę wychodzić z jeziora, wreszcie nadszedł wyjazd na Mazury ;)